Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie mam już poczucia czasu.
Ręce moje są tylko kształtami mojej duchowości, jak wówczas.
Dotyk mój jest czemś muzykalnem i zestraja się z czemś głębszem, niż moja świadomość.
Uśmiech tej istoty zmęczonej i szczęśliwej wydaje się nieśmiertelnym.
Jak wówczas widzę tu i ówdzie lśnienie jej włosów, czuję na plecach rozwiane, rozczepione warkocze.
Renata zamknięte ma oczy. Długie jej rzęsy dotknęły mego serca.
Mówię: „Czy spisz, mała?“
Wstrząsnęła się i wstaje. Twarz jej okolona włosami gęstemi wydaje mi się zachwycona.
U nóg moich stanął anioł Melozza,[1] który przyszedł z błogosławienśtwem wieczornem.
Dzieli ze mną skromny posiłek. Zjadamy razem pomarańcze całkiem już obrane ze skóry i pestek, samo tylko mięso soczyste. Gasimy pragnienie.
Potem pochyla głowę ruchem ptaka, chowającego głowę pod skrzydło.
„Śpiąca jesteś, mała?“
„Tak, bardzo śpiąca.“
Serce mi drży. Aż po dzień dzisiejszy miała mnie w swojej pieczy. A teraz oto ja nią się zaopiekuję.
„Wyciągnij się na mojem łóżku i spij trochę.“
„Jeśli zasnę, nie zbudzę się.“
„Zbudzę cię.“
Podnosi się całem swojem ciałem giętkiem i senna zbliża się do łóżka.

Wyciąga się na miejscu zagłębionem w mojem łożu cierpień, kładzie głowę na poduszkę moich nocy bezsennych.

  1. Malarz 1428—1494 znakomity na owe czasy kolorysta.