Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Co porabia Colleoni na swoim cokole? Pokryto go worami. Ale jaskółki krzyczą, za niego na placu samotnym, zawzięte jakby w walce bez pardonu.
„Jakże zmęczona jestem! mówi Sirenetta.
To jej głos dziecięcy, pijany powietrzem morza i znużony wysiłkiem pływania, jej głos w zatoce Arna, co mi tak serce poruszał.
Opuszcza się na poduszkę u moich nóg. Składa głowę na moich kolanach.
Twarz jej zwężyła. Ręce moje, dotykając jej, widzą ją, jakgdybym zupełnie był ślepy.
Małą jest dziś wieczorem. Jest biednen, małem stworzeniem znużonem, wymęczonem przez ciemnść i woń grobową, żądnem spoczynku.
Palce moje odnajdują węzeł jej włosów i z nadzwyczajną rozwiązują go ostrożnością, jakby już zasypiała i jakbym zabrać jej chciał skarb zakryty.
Nie rusza się, ale ja czuję jej uśmiech bieżący aż do końców czułych jej włosów, które rozwiewają się, jakby ten uśmiech je rozwiązał, jak tchnienie wiosny otwiera nagle przed zapadającą nocą kwiat jakiś wielki.
Chwila tajemnicza, jak chwila przyjęcia komunii świętej przez człowieka głębokiej wiary.
Oto tu przedemną twarz ludzka z mięsa i kości, przeniknięta czujnością zmysłów. A włosy są masą żywą, wypełniającą mi rękę, ciężącą.
Ale twarz ta jest tylko tchnieniem mojej duszy — a włosy te podobne są do nadzwyczajnego jakiegoś uczucia, w którem dusza zawisła, zwolniona od złudzenia czasu.
Te sploty włosów pachną dziecięctwem, jak kwiaty bzu wiosną. Takie włosy miała już przy pięciu latach.
Wtedy to, w białym domku nadmorskim, jawiła