Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tylko jedna przeszłość istnieje, tylko przeszłość rzeczywistą jest, jak przepaska, ktrórą mam na oczach, dotykalna jest, jak moje ciało ukrzyżowane.
Czuję przewiew i ciepło moich wizyi. W mojem oku zranionem sprzęgła się cała treść mojego życia, cała suma mojej wiedzy. Zamieszkał w niem ogień wywołujący wspomnienia, bezustannie utrudzony.
Kto się zbliża do mego łóżka, mniej żywym jest od wspomnienia przejść moich, które przytłacza mnie obliczem rozżarzonych węgli, jakby wstawało z czeluści płonących piekła.

Nie piszę na piasku, piszę na wodzie. Każde słowo napisane rozprasza się, jakby porwane ciemnym strumieniem.
Zdaje mi się, że końcem wskazującego i średniego palca widzę formę litery, którą znaczę.
Jest to chwila jakby błysku światła, jak fosforescencyi.
Litera gaśnie, zaciera się, ginie w strumieniu nocy.
Zdaje mi się, że biegnę przez most, który się wali za mną. Łuk oparty o brzeg — zniszczony, nagle w posadach załamuje się łuk średni. W trwodze dobiegam do przeciwległego brzegu wątpiąc, czy się uratuję, podczas gdy trzeci łuk zapada się i znika.
Piszę, jak człowiek zapuszczający kotwicę, której lina coraz szybciej się odwija, podczas gdy morze wydaje się bez dna, a hak nie trafia na nic, o co by zaczepił, ani lina nie zdąży nigdy wyprężyć się.

Jak poryw melodyi, rodzącej się nagle z głębi orkiestry, jak objawienie wieszcza, który wywołuje utajone dźwięki duszy, jak poselstwo wiatru w drodze przelotnej ku wieczności, duchem bezbrzeżnym, ciałem

11