Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oślepione od żaru uderzają, o pni trzeszczące już w gorącu wciąż rosnącem.
Z rykiem rzucają się przez długi rozżarzony korytarz labiryntu bez wyjścia; a ryk złowrogi góruje nad tłumiącym go pożarem, który szaleje wirem żarzących się łusek i płonących szyszek.
Na pomoc! Na pomoc!
Uderzamy w żar węgli, deptamy ogień, połykamy iskry.
Czy uporczywi i bojownicy są falangą męczenników, którzy zmuszeni są zwalczać ogień Pański?
Każdy z nich ma naprzeciw siebie anioła rozpłomienionego i tysiąc szabel krzywych.
Dzieci płaczą; starcy padają na kolana, kobiety zawodzą jak w ciężkich bolach porodu.
A kto jest Panem tej bitwy ognistej?
Co za wiek, dawno już zapadły czerwieni się od tej walki płomiennej?
Widzę wyniosłą Kybelę bez wież i bez lwów[1].
Widzę jej szaty utkane z powietrza, wody ziemi i ognia.
Widzę jej czcicieli noszących sosny, szeregi noszonych szpilkowych drzew, podobnych do świętego drzewa.
Kto wyje? Kto ryczy? Kto woła z otchłani, kto z niebios?
Słońce zaciemnia się.
Skąd ten grzmot, który silniejszym jest od starcia obu ryczących przeciwników?

Gdzie się zderzą, wszystko już pożarte. Wszystko jest ogniem na węgiel spalonym i szarzejącym, wszystko gorącem popieliskiem.

  1. Kybela, bogini płodnej rodzącej natury przedstawioną była z lwem u stóp. Sosny były jej poświęcone....