Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jaskółka rozpaczliwie krzyczy nad ponurą harmonią dział i dzwonów.

Jest koło wieczora.

Mój kat nocny jest za drzwiami.

Jak deszcz marcowy mieć może ten dźwięk srebrny, ten ton wspaniały?
Rozwiążcie mi nogi.
Jak deszcz marcowy odjąć mógł śpiącej bachantce ducha swywoli?
Rozwiążcie mi nogi.
Na włosach, na długich, długich włosach uchwycę deszcz marcowy przygrywający na bębenku z dzwonkami.

Oto wchodzi Gracya mojej młodości i nie dotykając posadzki cicho, bardzo cicho podnosi tęczę.

Czy to mój czar?
Czy choroba doprawdy ma w swojej istocie coś magicznego?
Wszystko jest obecne. Czas podeszły obecny jest. Przyszłość obecna.
To mój czar. Zamiast w ciemności w bolu zestarzeć, młodnieję wciąż.

Echo przeszłych i przyszłych czasów.

Oko jest punktem magicznym, w którym zlewają się dusza i ciała, czasy i wieczność.

Czego mam dokonać?
Co mam począć?

Odkrywam w rzeczach nowy przymiot fizyczny.