Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmienionym, cichym głosem: «Czy niema dla mnie listu?»
Nie otrzymawszy koperty, odchodziła zawsze jednakowo — powoli, nie spiesząc się, bez śladu nerwowego podniecenia. Pan Winklewski spokój ten śledził z zaciekawieniem.
— Jaka spokojna! jaka pewna siebie i jego...
Lecz raz jeden, gdy list spóźnił się o całe długie dni dziesięć, pan Winklewski dostrzegł wielką zmianę w twarzy młodej kobiety.
Schudła, zbladła, zestarzała się.
Nie fryzowała widocznie włosów, bo te nie tworzyły już dokoła jej twarzy promiennej aureoli. Na kapeluszu jej wyblakły fijołki, straciły dawne barwy. Dostawszy jednak list, kobieta rozjaśniła się widocznie. Mimowolnym a właściwym kobietom ruchem podniosła rękę ku włosom, nagarnęła je na czoło, obciągnęła żakiecik i wyprostowała się na chwilę. Pan Winklewski śledził to przeobrażenie ze ściśniętem sercem. Patrzył za nią, jak oddalała się, czytając list. Przez te dni dziesięć zdawało mu się, że jest mu bliższą i więcej — jego. Teraz — znów «tamten» pochwycił ją w swoje ręce.
Lecz, gdy za dni trzy zjawiła się znów u kratek, a on jej dał odmowną odpowiedź — uczucie ulgi wstąpiło w jego serce. Teraz już cierpiał tak bardzo, że nie pragnął, aby nań spojrzała i wyrzekła «dziękuję». Wolał się wyrzec jedynej swej pociechy, a natomiast mieć pewność,