Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I pan Winklewski z dziką jakąś radością odpowiadał teraz zasmuconej kobiecie «nic niema!» przez całe trzy dni, a gdy odchodziła ze spuszczoną głową, czuł znów żal i smutek nad jej smutkiem i wolałby módz zawołać przez kratki «oto list do pani!»
Wogóle jednak miłość, wbrew ogólnemu mniemaniu, nie uszlachetniała pana Winklewskiego. Być może, iż działo się to tylko dlatego, że miłość ta szarpała się w kole tajemniczości, domysłów i zazdrości. A zazdrość dławiła go coraz więcej i śmielej.
«Tamten» był coraz groźniejszy i nękał wyobraźnię biednego urzędnika. Doszło wreszcie do tego stopnia, że pan Winklewski zapragnął poprostu ujrzeć go za jakąbądź cenę, dostać jego fotografję, wiedzieć wreszcie, z kim ma do czynienia.
Lato przechodziło szybko w ciągłej niepewności i udręczeniu. Pan Winklewski, raz jeden przyznawszy się przed sobą do tego, że się kocha w nieznajomej znajomej — z całą egzaltacją puścił wodze swej imaginacji. Noce całe spędzał bezsennie, nie mogąc nic wymyśleć dla polepszenia swej sytuacji. Ciągle, chorobliwie majaczyła przed nim sylwetka tajemnicza «tamtego», widział ich dwoje we Lwowie, rozmawiających serdecznie, złączonych pocałunkiem, tworzących plany na przyszłość.
To znów urywały się te majaczenia i następowały inne, równie nieuchwytne,