Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cież pan sam podziwiałeś moją pamięć, więc zapomnieć tych ciężkich chwil nie mogę!... Nie mogę!...
Upadła na krzesło, łkając boleśnie. Ja milczałem, szanując jej wzruszenie. Po chwili podniosła twarz zalaną łzami i, wpatrzywszy się w przestrzeń, ciągnęła urywanym głosem:
— Przez ten krótki miesiąc byłam bardzo szczęśliwa! Żyłam w krainie ułudy i widziałam się już w snach moich żoną tego, którego wszyscy głośno mym narzeczonym nazywali. Szalona! Nie rozumiałam, iż wszyscy dokoła byli tylko w zmowie, aby wyszydzić... „znak zapytania!“ Gdy wreszcie zrozumiałam prawdę, duma nakazywała mi pokazać twarz spokojną i nie pozwolić cieszyć się tym ludziom widokiem mego znękania. Ale za to w domu, w nocy, oblewałam gorzkiemi łzami kwiaty, które już wtedy robić musiałam, aby nazajutrz nie cierpieć wraz z matką głodu. I to była pierwsza prawdziwa boleść, pierwszy zawód serdeczny, jaki mnie na wstępie do świata przywitał. Co najstraszniejsze — to to, że nie mogę spokojnie spotkać się z tym człowiekiem. Byłeś pan świadkiem mego wzruszenia na ślizgawce, podczas gdy on przebiegł obok nas wraz ze swoją... narzeczoną. Nie mam wszakże żalu do niego. Jest on istotą,