La voilà! la voilà! — zachichotała moja sąsiadka.
Spojrzałem w kierunku, w którym pobiegły figlarne oczy hrabianki, i wśród tłumu gości spostrzegłem dwie świeżo przybyłe kobiety, witające się z gospodynią domu.
Ta ostatnia stała na środku salonu, piękna z olśniewająco białemi ramionami, wychylającemi się z czarnej, jedwabnej sukni. Cała kaskada światła spływała z kryształowego pająka, dźwigającego setki świec, i dopomagała wystąpić na jaw wszystkim wdziękom tej zachwycającej blondynki.
Jeśli jednak gorące światło służy do upiększania tego, co jest rzeczywiście pięknem, oddaje wręcz przeciwną przysługę brzydocie, lub, co gorsza, brakom wszelkiego rodzaju.
Jasne światło balowe służy tyko młodym i zachwycającym kobietom, brzydkie winny go stanowczo unikać — krzywdzi je bezlitośnie, wyjawiając z szyderczą dokładnością wszystkie braki, czy wrodzone, czy przez czas sprawione.