Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krewnych ograniczały się do sukien jedwabnych, podbijanych crèpe-lisse’m, lub kilku piór rozfryzowanych i wyblakłych.
Rzeczy te były niewątpliwie piękne i kosztowne — ale niepożywne.
Zagadka ta rozjaśniła się niebawem.
Zauważyłem jednego wieczoru, że Władzia nie pokazywała się długą chwilę — hrabina tymczasem zabawiała mnie rozmową, spoglądając niespokojnie ku drzwiom pokoju córki.
Po półgodzinnem oczekiwaniu ujrzałem wreszcie wychodzącą Władzię. Wyciągnęła ku mnie rękę, którą ująłem z pośpiechem. Ze zdziwieniem największem dostrzegłem na palcach jej ślady zielonej i różowej farby. Przytem ręka jej drżała, jakby od jakiejś forsownej pracy. Postanowiłem nie pominąć tak dobrej sposobności.
— Czy pani zajmowałaś się w tej chwili malarstwem? — zapytałem żartobliwie, podnosząc jej rękę do światła i wskazując na zarumienione palce.
Nie odpowiedziała mi nic, cofnęła tylko szybko rękę i ukryła ją w fałdy sukni.
Hrabina przyszła jej z pomocą
— Córka moja — odpowiedziała nadzwyczaj szybko — robi śliczne bukiety dla Sainte