Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To słońce, pokryte białą gazową zasłoną, jak elegantka, niechcąca wystawiać swej twarzy na mroźny wicher zimowy,
Pod tym żółtym blaskiem uwijało się całe grono ludzi, bawiących się równie dobrze na szklistej powierzchni lodu, jak na wyfroterowanej posadzce salonu. Żółte, wyblakłe, zimowe słońce zastępuje im płomienie kandelabrów lub światło gazowe.
Im to obojętne, co ich oświeca, byle tylko dość widno było do kadryla.
Muzyka właśnie zagrała pobudkę. Wolno kołysząc się, szykują się pary we dwa szeregi. Księżniczki Hohenschuhe poznać zdaleka można po eleganckich białych sukiennych kostjumach i takichże czapeczkach.
Koło mnie mignął mój dawny znajomy, Stanisław R. — kolega szkolny. Prowadził pod rękę ładną kobietkę, strojną w bogaty dolman. Rozmawiał z nią z wielkiem ożywieniem i miał nawet pozory zajęcia się swoją towarzyszką. Siedzące w lożach damy z uśmiechami pełnemi znaczenia witały młodą parę. W uśmiechu tym było pełno aprobaty i jakiegoś właściwego tylko matkom zadowolenia, matkom, które na ręku córki widzą pierścionek zaręczynowy.