Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ja z Władzią zajęliśmy miejsce więcej ku szaremu końcowi, gdzie się mieści młodzież, i za vis-a-vis dostaliśmy znów Leona z Elzią. Świdrujące oczki tej ostatniej nie były dla mnie sympatycznym obrazkiem. Starałem się więc posunąć o tyle przepyszny bukiet, umieszczony we wspaniałym wazonie, aby zakryć się przed wzrokiem tego rozkosznego aniołka.
Ale Elzia odgadła moje manewra, ba zawołała, śmiejąc się głośno:
— Czemuż pan się chowasz za bukiet? Proszę, usuń go pan na stronę; będziemy mogli rozmawiać w ten sposób. N’est ce pas, Ladislase: nous allons nons amuser comme des folles!
I, jakby na potwierdzenie tych słów, wybuchnęła nową gamą śmiechu.
Panna Władysława nie odpowiedziała wszakże hrabiance, nie spojrzała nawet na nią. Wzięła do ręki menu, leżące przed każdym z gości, i czytała je, uśmiechając się nieznacznie.
Była tak otoczona od dziecka blagą i bezustannem kłamstwem, że musiała wiedzieć dokładnie, czem było w rzeczywistości to „supreme de volaille“ i „salade Haquetou royale“.
Patrzyłem na nią z zajęciem. Brzydka jej twarz odbijała najdokładniej każdą myśl,