Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po skończeniu mazura wezwano nas na kolację. Wszyscy przyjęli to wezwanie z widocznem zadowoleniem.
W domu tem trzymano się jeszcze tak zwanej „starej mody“: męczono tańcem, ale i pokrzepiano siły. Dobra ta „moda“ wychodzi coraz więcej z użycia. Pięknie zastawione stoły, błyszczące srebrem, kwiatami, piramidami cukrów, owoców, z dwoma rzędami równo ustawionych krzeseł, znikają z powierzchni naszej kuli!...
Natomiast pojawiają się tace, także piękne, srebrne, błyszczące, — ale cóż jest taca, choćby najwspanialsza, w porównaniu z tym dobrym, poczciwym stołem, poza którym usiadłszy, topi się widelce w majonezie, a wzrok w białych ramionach sąsiadki, — przy którym z najwyższą rozkoszą odpoczywa się co najmniej godzinę, pojąc się dobrem winem i rozkosznym, bezmyślnym szczebiotem siedzącej obok kobiety!
Podałem ramię pannie Władysławie i przeszliśmy do sali jadalnej. Uczyniłem tylko to, co robili wszyscy — poprowadziłem do stołu moją tancerkę mazurową. Ale po drodze spotykałem bezustannie szydercze lub zdziwione spojrzenia.