Więc rum i pół Benedyktynki, i daktyle, i szynka praska, i bryndza preparowana, i rollmopsy, i Bóg wie co.
Ćwierć gaży oblubieńca przechodzi do kasy sklepowej.
Wreszcie, obładowany, jak słoń, pędzi i pnie się po schodach.
Dzwoni.
A serce mu stuka, stuka...
Cisza.
Dzwoni znów.
— Może zasnęło dzidziątko — myśli — a ta Pirlipata wyszła... To szturmak, muszę ją odprawić.
Po chwili słychać wgłębi mieszkania: szur, szur...
Wreszcie drzwi się otwierają.
Staje w nich zaspana Pirlipata z ogarkiem świeczki w ręku.
W mieszkaniu ciemność.
Raziewiczowi serce się kurczy. Tak mu nagle zimno, tak bardzo zimno...
— Pani jest? Śpi?
— Pani niema.
— A... gdzie?
— Po panią przyjechali panowie, pani się ubrała i pojechali...
— A!...
— Słyszałam, że jechali naprzód do Co-
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/59
Wygląd
Ta strona została skorygowana.