pełne życia i wesołości. Chwilowa dziecinna fantazja przeminęła, pozostał więc niesmak i gwałtowna chęć wypoczynku po tylu przeżytych wrażeniach...
Ale napróżno! tak łatwo niemożna abdykować z podobnego dostojeństwa. Olga zgorączkowana, rozczochrana, z sukniami w nieładzie, biegała po całym lokalu, zawracając oczami i uśmiechając się złośliwie na widok granatowej sukni panny Delfousse, lub grisperle samej przełożonej. Odbywała długie konferencje z koleżankami, a Malci rzucała w przelocie te słowa:
— Odwagi! będziecie szczęśliwi!
Malcia opuszczała głowę na pulpit, aby ukryć łzy, cisnące się jej do oczów. Biedne dziecko, przygniecione ciężarem wielkości wmawianego w nią uczucia, nie miało odwagi zaoponować i wobec wszystkich koleżanek zawołać: „Dajcie mi spokój! przestałam się kochać!...“
Cierpiała więc... pro honore domus.
Nakoniec — w kilka dni po opisanych wypadkach Olga Hałasiewicz wbrew swemu zwyczajowi zaczęła chodzić na palcach, przestała trzaskać drzwiami i raz jeden tylko położyła zmoczoną gąbkę na krześle profesora historji naturalnej. Miała minę niezmiernie tajemniczą, ale dochowywała tajemnicy, nie zwierzając się nikomu. Pewnego letniego ranka wsunęła się cichutko do ga-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/383
Wygląd
Ta strona została skorygowana.