Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wisiały rzeczy i zdjąwszy ciemną, wełnianą chustkę, ku drzwiom iść poczęła.
Lecz Richard zaszedł jej drogę.
Plecami uparł się o drzwi i schowawszy ręce w spodnie, stał tak, gryząc aż do krwi swe grube wargi.
— Zostań! — wykrztusił wreszcie, wlepiając w żonę bielmem zasnute oczy.
— Idę po dziecko — odparła kobieta.
— Nie przejadą ci twego gagatka, a wreszcie ja nie chcę, aby on tu powracał! ja nie chcę, aby oni tu wszyscy wracali!.. Mam ich dosyć — rozumiesz mnie! dosyć!
W kącikach ust zabieliła mu się piana, matka Richard powoli wyciągnęła rękę, jakby chciała odsunąć męża ode drzwi, które ciągle zasłaniał. Lecz dotknąwszy się powalanej gipsem i tłuszczem bluzy, cofnęła się ocierając rękę.
Mężczyzna dostrzegł ten ruch i nowa wściekłość go ogarnęła.
— Ha! brzydzisz się mnie? brzydzisz się ty i twoje dzieci!.. Zanadto jestem brudny, mało elegancki, nie ufryzowany dla pani? Na starość dzienniki mód zaabonować trzeba?.. Może olejem gębę wysmarować mi każecie, i brodę zapuścić jak prezydent? co?
Zachwiał się na nogach cały pobladły