Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodzie szumią tajemniczo, a wielkie jej smutne oczy zdawały się tęsknić za szczytami gór Jury, kąpiących się o schyłku dnia w krwawych promieniach zachodzącego słońca.
Wreszcie Richard przerwał milczenie.
Z pośród fałd gipiury podniósł się z trudem i posuwając nogami po podłodze zbliżył się do żony.
Ona drgnęła, jakby zbudzona ze snu i machinalnie pokrywki nad rondlami uchylać poczęła.
Gdy Richard stanął obok żony, w purpurowych odblaskach ognia ujawniła się najlepiej cała różnica tych dwojga ludzi.
On — niezgrabny, trywjalny, o ciężkich, grubych rysach i masce podobnej do wołu.
Ona — z natury zbudowana dość silnie, a mimo to zupełnie harmonijnie, nosiła z wielkim wdziękiem kształtną głowę jeszcze pięknej kobiety, która wrodzonym darem umiała z atmosfery wielkiego miasta, wciągnąć w siebie szlachetniejsze miazmy.


(Dalszy ciąg nastąpi).