Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z pod wpół rozpiętej bluzy, widać było pierś zczerniałą, włosem obrosłą; pierś obrońcy kraju pokrajaną białemi bliznami.
A przez zaciśnięte zęby wybiegał szereg słów gorących jak lawa; jak chęć zemsty za upokorzenie kraju, która nurtowała jego żyły od lat tylu.
— Oh! wszyscy możecie marnie gnić, jak stado żab lub cuchnących krewetów. Czy wy macie krew w żyłach waszych kawały mięsa! zgniłki restauracyjne! Idźcie do Berlina, lecz mnie zostawcie w spokoju, bo nom de nom, żałować zaczną tej krwi przelanej i tych ciał martwych, które śnieg zasypywał, robiąc z nich dla Salinsa wał ochronny, z krwi i trupów złożony!...
1 teraz, on, ojciec Richard dominował nad całą „bandą“, która w milczeniu siedziała dokoła stołu, zdając się dziwnie nędzna, mała, trywjalna — wobec potężnej postaci starca wywołującego z cienia krwawe, wojenne widziadła...

KONIEC.