Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Café! tonnerre de Dieu! femme!... café...
Z pogardliwem wzruszeniem ramion, powoli kobieta zaczyna rozdawać kawę — zaczynając od Henrysia i kończąc na mężu.
On — w drżące dłonie ujmuje podstawę szklanki i powraca na swoje miejsce tuż przy końcu stołu. Przed nim, na obrusie leży rozłożony arkusz gazety, na którym stary składa kości, łupiny krewetów, ości od ryby.
Nigdy się już nie nauczy jeść przyzwoicie, ten chłop potrzebujący wpakować całą twarz w talerz zupy, lub ująć w obie ręce szklankę z winem. Żona, odsuwała go na ciemny koniec stołu, aby nie sprawiał obrzydzenia dzieciom, które jedzą cicho, nie opierając łokci na stole.
Wie o tem i nie wychyla się ze swego kąta, mrucząc tylko od czasu do czasu przekleństwa, na które nikt nie zwraca uwagi.
On, słucha uważnie słów „bandy“ — trawiąc się w bezsilnej złości przeciw nowemu prądowi, z jakim jego rodzina płynie.


(Dalszy ciąg nastąpi).