Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nadzwyczajne przymioty w Auguście, upartym, egoistycznym chłopcu, lub bezmierną inteligencję w Józefinie, nic nieznaczącem dziewczęciu, które mając jeden policzek oparzony ukropem, było kopciuszkiem całego domu.
Za to, mały jeszcze Henryś, jasny blondyn, o cerze przeźroczystej i błękitnych oczach, wiecznie załzawionych, zdawał się rzeczywiście przeznaczony do kontuaru magazynu nowości, aby liljową swą cerą dopełniać delikatnych tonów koronek lub srebrnawych odblasków jedwabiu.
I niezgoda teraz dochodziła do potęgi, szarpiąc duszę starego Richarda, który czuł się bezsilny wobec tej „bandy“, okazującej mu wiecznie chmurne, niezadowolnione lica.
Uciekał w góry i przypadłszy twarzą do ziemi, tarzał się wśród mas chiendants, mieszając łzy swe z rosą, pokrywającą drobne kwiaty.
Klął wtedy jak szalony, rwąc na sobie odzież, raniąc piersi w bezsilnej wściekłości.
Cała ta „banda“ chmurna, pełna gniewu, wyrzutów, prześladowała go i tutaj nawet, mieszając z szumem drzew swe skrzeczące lub zgrubiałe głosy:
— „Do Paryża! do Paryża!“
A ojciec Richard wyciągnął ręce i za-