Strona:Gabriela Zapolska - Ojciec Richard.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

walji zaścielającej złotemi płatami stoki, lub odurzającym zapachem pazdanów, jak szmaty śniegu bielących się w gorącem, południowem oświetleniu.
Powoli i ojciec Richard uspokoił się i przyzwyczaił do tych mrówek, kręcących się wśród gór i przyzywających żywioł destrukcyjny do pomocy. Skoro góry dozwalały spokojnie ranić się i nie zadusiły swem cielskiem śmiałków, szarpiących ich wnętrza, lecz dalej kwitły całemi krzakami żółtego coucou i płaszczyznami gencjanny, a szumiały gałęziami dębów, buków i jodeł, dlaczegóżby on miał nadal psuć sobie krew, tę krew tak dobrze czyszczoną samym zapachem ziół unoszących się dokoła?
I zabrał się znów do pracy ze zdwojoną siłą, a gdy obrobił swe winnice, szedł na drugie płaskowzgórze pomagać przy eksploatacji ciemnych, prostych, smukłych jodeł, które obalał podcinając siekierą, wybierając same masztówki, aby później związane w pęki, spływały Saoną, Rodanem do Marsylji.


(Dalszy ciąg nastąpi).