Strona:Gabriela Zapolska - Które z nich dwojga.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Elysées — płonęła lampa na wyniosłym postumencie…
Zaciśniętą pięścią uderzył się w głowę.
— Gdyby nie matka, byłbym dziś prezydentem izby! I ta jej wieczna manja, ubierać się biało! Kosztuje szalenie, a potem śmieszna! Warjatka ubrana biało! Ja ręczę, że to panią od nas odstręczyło…
Nerwowo plątał włosy brody i gryzł jej końce — głową wykonywał serję ruchów krótkich, urywanych.
Słońce biło złotą kaskadą na jego nagą czaszkę. — Na pustej niemal przestrzeni placu zarysował się jego cień fantastyczny, olbrzymi, zakończony potworną, szpiczastą głową.
Z oddali dał się słyszeć gwizd nadchodzącego pociągu.
Jakby na z góry oczekiwany znak, mężczyzna oderwał swój wzrok od pustki, w którą wlepił oczy i skinął mi głową.
— Muszę wracać do domu… do mej warjatki… — wyrzekł z gorzkim uśmiechem — będę ją tak strzegł do końca życia!
Zaśmiał się przeciągle — śmiechem strasznym, śmiechem obłąkańca.
Przeszył mnie dreszcz trwogi. Śmiech taki słyszałam kiedyś na stacji kolei, odzywający się z wagonu, w którym wieziono warjata.
A więc to on… nie matka, on…
— Słyszy pani, jak ja się śmieję? — zapytał nagle mężczyzna, a głos jego złago-