Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziwiony służący tym przyśpieszonym tętentem konia, wybiegł aż na drogę, a ujrzawszy mnie zarumienioną, z rozwianemi włosami, z kapeluszem na bakier, przeraził się tak stanem moim, że chciał wezwać pomocy.
Nakazałam mu milczenie i zupełną tajemnicę — i zapytałam o pana.
— O! Jaśnie pani z panienką wyjechały przedwczoraj do Dąbrowy; dziś rano mają wrócić.
— A... pan?
— A! Panicz? Panicz pojechał na folwark, ale zaraz wróci, bo bułanek zachorzał, a on o niego dba więcej, niż o oko w głowie.
Zsiadłam z konia i weszłam wewnątrz do domu.
Nic się nie składało tak, jak wymarzyłam.
On był na folwarku, a bułanek zachorzał...
Postanowiłam jednak czekać na niego i na matkę. Raz jeszcze poprosiłam starego Jana o tajemnicę i, otrzymawszy solenne przyrzeczenie, kazałam mu odejść i ukryć konia za stajniami
— O, tu jaśnie pani będzie najwygodniej; tu gabinet panicza, dużo książek i gazet! Proszę, niech pani wejdzie... prędzej czas przeminie...
Wiedziona ciekawością, wsunęłam się do gabinetu.