Strona:Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Doza jednak złośliwości przewyższa w nich wszystkie ludzkie uczucia.
Ponieważ „stare aktorki“ bywają zwykle bardzo... dystyngowane, złośliwość ta ma cechy dobrego wychowania.
Niemniej przeto ukłóć, a nawet zranić potrafią.
W obec ludzi wszakże, dla otarcia krwi płynącej z tej rany, podadzą swoją batystową chusteczkę.
I to coś znaczy.
Tymczasem dziewczyna walczy, pracuje, popychana ciągle na dno, tonie czasem, będąc już przy brzegu.
Napróżno wyciąga ręce, chce pomocy, opieki, dobrego słowa...
Z chwilą, gdy gaz „w kanałach“ gaśnie, a żelazna kurtyna z brzękiem zasuwa się na scenę, aktorzy zdejmują sceniczną garderobę, a razem z niemi i szlachetniejsze uczucia.
I natychmiast zaczyna się rozmowa.
— Krowięta się zasypała!
— Wygląda po męzku jak krzak! Czysta przystawka.
— O! jeszcze ją widać, patrzcie jak idzie! trzeba jej jutro posłać Marion Delorme — niby od dyrekcyi. Będzie się uczyć. a potem zrobimy z nią próbę. Będzie szopa!
A biedna dziewczyna przechodzi jak przez rózgi w opiętym aksamitnym stroju, okrywającym niedostatecznie jej wątłe, wychudzone kształty.
Słyszy za sobą śmiech mężczyzn, widzi uśmiechy szydercze kobiet i oczy pełne jeszcze gazowego blasku zachodzą łzami, które po ufarbowanej twarzy spływają wielkiemi, drżącemi kroplami.