Strona:Gabriela Zapolska - Krowięta.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Calderona, a w uszach jej brzmi ochrypły głos pijaka:
— Krowięta na scenę!
I stając już przed publicznością, nie może stłumić goryczy w sercu, nie może zapomnieć przeszłości, tak jak sierota obraca głowę w stronę cmentarza, gdzie mogiłę wilgotną od łez zostawiła.
Czemże więc jesteś ty, sztuko, która się w takiej purpurze i jasności rozsiadasz wysoko?
Jesteś więc katem twych dzieci, skoro im przez łzy i walki do siebie iść każesz?
Czy jak Kleopatra lubisz otaczać się trupami tych, którzy na twój rozkaz z zatrutych czar piją?
Czy dając wreszcie promień z tęczy, która cię otacza i przepasując nim czoło tych, co przez ciernie i głogi doszli do ciebie, chcesz koniecznie, aby to czoło kroplami krwawego potu było okryte?
Zwodnicą ty jesteś! marą niepochwytną, rusałką, co na przepaście ludzi wyciąga! Na czole twem nie gwiazda spokojna, ale błędny ogień migoce!
Ogień ten na trzęsawiska częstokroć wiedzie i o... moralną śmierć przyprawia!
O sztuko!.. sztuko!..