Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I nagle Helena bezwiednie, z całą grozą skargi, z całem udręczeniem skatowanej moralnie istoty, wyrzekła głośno i dobitnie:
— Boję się!...
Nieznajomy przysunął się jeszcze bliżej ku niej, jakby zdjęty ciekawą litością.
— Czego? Czy śmierci?...
— Nie! śmierci się nie boję. Nie wiem, kto pan jesteś? Nie widzę cię dobrze, widzisz jednak, że od ciebie nie uciekam... choć możesz być śmiercią samą... ale ja boję się swego istnienia, swego ciała, swej myśli... i tego, że ja siebie przy sobie utrzymać nie umiem... że ja od siebie odbiegam... staję przed sobą... zdaleka... a tu pozostaję ja druga, martwa, zimna, z pustką pod czaszką..
Mężczyzna znów ujął jej ręce i od twarzy usunął.
— Wyzywasz ją pani? Pragniesz jej?...
Ona czuła, że odpowiadać mu powinna.
Zatrzymała się, przelękniona dźwiękiem tych słów. Rozdrażnienie jej musiało być straszne i doszło do kulminacyjnego punktu, skoro ona tak szczerze mówić zaczęła przed tym nieznajomym, którego twarzy nawet dostrzedz nie mogła.
I nagle opamiętała się i zamilkła.
Dlaczego to mówi? Do kogo? Kto on? Czy on ją pojmie? Prawda, że moc jakaś była w nim duchowa, która działała na nią prawie uspokajająco, prawda, że głos jego miał dźwięk szlachetny i budzący zaufanie, ale to nie było jeszcze wszystko.
— Pani musisz być moralnie życiem zmęczona! — wyrzekł nareszcie nieznajomy.
Helena nie odpowiedziała.
Ona nie była przecież moralnie życiem zmęczona, była raczej znużona. Życie nie dało jej do tej chwili żadnych bolesnych zadań do rozwiązania.
— Nie miałam się czem zmęczyć! — wyszeptała.
Ten brak przyczyn zmęczenia częstokroć zmęczy nas więcej niż cały szereg przejść i bólów — odparł nieznajomy. — Słowa pani bezładne, ale w nich czytam jak w hieroglifach. Nie trwóż się Pani tą trwogą, jaką odczuwasz... Posłuchaj mnie raczej... czy słuchasz?
Ujął jej ręce zimne i sztywne w swe gorące dłonie.
Ciepło jego ciała zaczęło przenikać ją całą
— Czy słuchasz? — zapytał.
— Słucham! — odparła prawie pokornie.
— Nie trwóż się... zrozum mnie. Wiesz przecież, że każdemu z nas danem jest umrzeć. I tu leży największa zagadka naszego życia. Do tej chwili śmiertelnej dąży nasza ciekawość tragiczna i rozpaczliwa... Chcemy wiedzieć i nie wiemy nic! Ty masz dar ogromny, wielki, cudowny... Ty