Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wysoki jest, zaciemnia przed nią jeszcze więcej widnokrąg.
— „Vous étes malade?“ — pyta ją po francusku.
Helena nie odpowiada, nie może słowa wymówić.
— „Etes vous malade? — mężczyzna ponawia zapytanie.
I znów milczenie. Helena zaczyna jednak mieć świadomość, iż ten głos ludzki rozprószyć może dokoła niej zaklęcie, pod jakiem zostaje.
Nieznajomy delikatnie, spokojnie, z wielką pewnością siebie ujmuje przez szal ręce Heleny i odsuwa je od twarzy.
Szal opada i piękna twarz jej ukazuje się w mroku tak blada, jak biel jej sukni. Pasma zmoczonych włosów osuwają się dokoła jej skroni.
Mężczyzna dalszym, spokojnym gestem usuwa te włosy z jej twarzy.
— „Suivez moi!“ — mówi, pociągając Helenę w stronę Stabilimento.
„Non posso!“ — odpowiada Helena i natychmiast zaciemnia się znów jej umysł.
Zapomina po włosku i dodaje z wielkim bólem po polsku.
— Nie mogę!...
Mężczyzna cofa się i chwilkę stoi zdumiony.
— Pani Polka? — zapytuje najczystszą polszczyzną? — instynktem wiedziony zbliżyłem się ku pani. Co pani robi na tem wybrzeżu? Czy chcesz się pani zabić?
Pytanie to pada ze szczególną szczerością i przeraża znaczeniem tych słów niespodzianych.
Helena stara się otulić znów szalem.
— Nie... nie... — odpowiada krótko — nie chcę się zabić, ale i tak... i tak...
— Co? Co?
— I tak śmierć przychodzi po mnie...
Zakryła zupełnie twarz fałdami szala. Rąk nie próbowała nawet wyrywać. Jakaś moc szczególna zaczęła iść od tego człowieka ku niej.
— Nie pragnę... — odparła cicho — ale to przychodzi samo z siebie... jak choroba.
— Więc pani nie jesteś chora?
— Nie! nie!
Zapanowało między nimi milczenie.
Fale morskie, poruszane wiatrem, konały z szelestem u ich stóp.
Na niebie, które czerniało coraz więcej, połyskiwały już mirjady gwiazd: daleko, jakaś smuga, blado błękitna, przecinała ciemnię.