Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Noś pani „pięknie“ swój smutek, tak jak pewne kobiety umieją pięknie nosić żałobne krepy. Spokój posągu jest sto razy szlachetniejszy niż trzepotanie się wróbla.
Uścisnął jej rękę i skierował się do przedpokoju. Gdy był już u progu, ona wstrzymała go gestem.
— To całe otoczenie szarpie mną... — wyrzekła, wskazując na niespokojne, kontorsyjne linje secessyjnych sprzętów. — Nigdy wśród „tych“ linij nie zdołam odnaleść równowagi.
Spojrzał dokoła zdziwiony.
— Cóż znowu? — odparł — To są motywa kwiatowe, to są przeważnie linje skradzione z roślin architektonicznych. Niech ci się zdaje, że jesteś na łące mistycznej, pełnej czarownych lian i paproci. Gdzieniegdzie zabłąkane szkło kładzie w tę roślinną zieleń jakby rosę i tęczę. Te stylizowane kwiaty na storach tworzą zasłonę przed światem ulicznym. Czy może być właściwsze, godniejsze otoczenie dla objawienia się piękności prymitywnej duszy, jak ten kłąb nieruchomych i zaklętych w spokoju linij kwiatów? Rodzaj skamieniałego raju otacza cię dokoła. Ty błądzisz wśród niego owiana melancholją twego smutku. Będziesz tą duszą, która poznała cierpienie i cofnęła się na zawsze w głąb czarownego edenu.
Helena, oparta o drzwi, słuchała tych słodkich słów, wypowiedzianych cichym, harmonijnym głosem. Coś, jakby lekka jasność, przedzierała skłębione przed nią zasłony jej bezbrzeżnej i żałobnej krepy.
Wyszli już teraz do przedpokoju i stali tam oboje naprzeciw siebie, jakby czując przykrość rozstania się. Ona widocznie taiła w sobie jakąś myśl, którą wypowiedzieć pragnęła, a lękała się, aby nie doznać przykrego wrażenia.
Wreszcie z półuśmiechem i dziwnem jakiemś zmieszaniem, — wymówiła:
— Kiedy mi przyprowadzisz dziecko?
On zawahał się, wreszcie odrzekł z pewną łagodnością, w głosie:
— Później... gdy pani będziesz trochę spokojniejsza.
Doznała ukłucia w serce.
— Lękasz się, aby twoja córka nie odniosła przykrego wrażenia?
Odpowiedział wymijająco.
— Staram się chronić moje dziecko przed wszystkiem, co nie jest samą pięknością.
Zabolały ją te słowa.
— Szpetna więc jestem w twych oczach?
— Jesteś niespokojną, i cierpisz nieszlachetnie. To bije od ciebie, jak łuna. Zechciej, wypiękniejesz. To nie jest trudne. Mówię z doświadczenia.
Był już na progu.
— Do jutra!