Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



XXXI.

Już od rana wie Helena, że Hawrat jechać musi.
Ze Lwowa nadeszły trzy telegramy. Ważne sprawy każą mu jechać bez zwłoki. Helena chce jechać z nim razem, lecz on prosi ją, aby pozostała jeszcze dni parę w Lucernie i przyjechała później. Musi bowiem zatrzymać się w Wiedniu — zobaczyć się ze znajomymi posłami, którzy wnosili interpelację w sprawie, w której on ma występować jako obrońca.
Lęka się przytem, aby ich kto nie zobaczył razem podróżujących. Ludzie są złośliwi. Za powrotem do Lwowa zastać już mogą gotowy rój plotek. W ich wspólnym interesie należy unikać wszystkiego, co mogłoby im zatruć przyszłość i cień jakiś rzucić na Helenę bez najmniejszej przyczyny.
— Wszak będziemy mężem i żoną — co nas mogą obchodzić głupie plotki — mówi Helena.
Lecz on tłumaczy, perswaduje, prosi. Widać w nim wielką troskę widocznie o jej reputację, o jej dobrą sławę i Helena zaczyna choć z żalem poddawać się jego woli.
Po owej scenie w lesie powrócili do domu milczący i wyczerpani. Rozeszli się bez zamienienia słowa, a nazajutrz Karol, zmieniony i blady, ze śladami walki wewnętrznej na twarzy, oznajmił Helenie o konieczności natychmiastowego wyjazdu.
Nie spadło to na nią niespodziewanie.
Całą noc przygotowywała się poprostu do jakiegoś nieszczęścia — i dlatego ta wiadomość nie pogrążyła ją w takim smutku, jak gdyby przyszła nagle i nieoczekiwanie.
— Zatelegrafuję, kiedy masz wyjechać z Lucerny! — uspokajał ją Karol.
— Nie trzymaj mnie tu zbyt długo! — prosiła ze słodkim wdziękiem, tuląc się do jego piersi.
W chwili tej rozstania wszystkie dawne ich niepokoje zdawały się znikać i ustępować serdecznemu smutkowi. Pieszczoty ich były delikatne i pełne nieokreślonego czaru.