Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem!
— Dlaczego pani nie wie? Nie wiem dokładnie jeszcze, kim pani jesteś, ale przypuszczam, żeś albo wdowa albo rozwódka. Może seperatka... W każdym razie jesteś kobietą wolną, bo jeździsz po świecie sama. Nie masz nikogo, kto się o ciebie troszczy (o! to jasne) nie masz opieki, ale nie masz i nikogo, ktoby ci kładł zaporę twej intelektualnej robocie. Po co więc marnotrawisz czas? Jeśli chcesz czytać rzecz lekką, weź taką, która cię kształcić będzie artystycznie albo wprowadzi cię w nastrój, przynoszący ci rozkosz umysłową i uczuciową. — Na takie dzieła — to miejsce... pomiędzy niedopałkami papierosów, a nie pod źrenic twych promieniem!
Szybko, z temperamentem porwał książkę i rzucił ją w krzaki. Helena śledziła jego ruchy w milczeniu.
Wreszcie odezwała się prawie nieśmiało.
— Daj mi pan jakie inne książki — będę czytać.
Wzruszył ramionami.
— Nie znam zupełnie stopnia pani wykształcenia — wyrzekł prawie brutalnie.
— Jest przeciętne...
— Podoba mi się pani szczerość. To dużo znaczy. Przeciętne... hm... to smutne! Masz pani bardzo ładną ogładę — tem ładniejszą, że się w niej przebija coś nieśmiałego, i jesteś pani na sympatycznej artystycznej drodze. To zauważyłem. Tylko... zdaje mi się, że pani nie kształciłaś swego umysłu nawet przez serce... prawda?
— Może...
Czuła, że on ją po prostu bada, jak zręczny ksiądz w konfesjonale. Próbowała zbuntować się i pokryła ten bunt formą żartu.
— Ależ to spowiedź? — zawołała.
On wprawnym, szybkim ruchem roztoczył wachlarz, który cały zagrał barwami tęczy, jak motyl nagle ze snu zbudzony.
— A to... konfesjonał — odparł, pochylając się ku niej ze śmiechem.
Rozbroił ją tym wersalskim wdziękiem i grzecznością.
— Nazwałeś mnie pan szczerą... pozwól, że nią będę zupełnie. Powiedziałeś, iż jestem... wolna, to prawda, jestem nią zupełnie. Ale nie mając przeszkody, nie mam także i kierownika w mej intelektualnej robocie — wyrzekła z ładnym, łagodnym uśmiechem.
— Wiecznie małoletnie! odparł Hawrat z ironią — wiecznie potrzebujące kierowników! Czy sama nie może pani kierować się instynktem i wypełniać luki swego wykształcenia?
Lecz ona z jakiemś uległem poddaniem spojrzała na niego smutnemi, melancholijnemi oczami.
— Nie mogę! — wyrzekła.