Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzęcemu. Ten zaś zapragnął mi skraść duchową część mej istoty, zatroszczył się o to, co się dzieje z mą duszą, swemi słowy, rzuconemi z perfidją w ciemności, uwięzić chciał tę lepszą mnie, tę więcej wartą, to coś pięknego i wartego zachodu, chciał skraść mą duszę!
Jak echo nagle w oddali razem z szumem morza, z lekkim szelestem drzew bijących, delikatnie liśćmi o gazę mustikiery, błyszczało w jej umyśle:
— I skradł!...
Helena porwała się z miejsca.
Odrzuciła włosy, które jej spadły na twarz, ręce wyciągnęła przed siebie, jakby protestując wobec całego świata, jakby przysięgając uroczyście wobec oskarżenia, które ją znieważało i obrzucało błotem całej rozpusty zebranej z kątów weneckich uliczek.
— Nieprawda!... — wyrzekła prawie głośno — on mnie nic nie obchodzi, niczem jest dla mnie, przysięgam! Niczem!
Ten sam błysk przez umysł, ten sam szum drzew, jęk fal.
I znów...
— Przysięgasz fałszywie, on duszę twą skradł...