Strona:Gabriela Zapolska - Głowa.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu, na samym czubku czaszki — kobieta. To ładny okaz!... co?...
— Skąd go pan dostałeś?
— Kupiłem!
— Od kogo?
— Co panu do tego! Chce pan kupić? mogę ją przepiłować i zrobię panu pudełko do tytoniu. To bardzo ładne i zabawne takie pudełko. Da pan dwadzieścia franków... jutro to panu urządzę — o tak!..
Obracał głowę w rękach wielkich i włochatych z niedbalstwem i jakąś brawurą denerwującą. Szczęki klekotały teraz, otwierając się jakby w strasznym rozpacznym krzyku, wołając o pomoc.
Nieznajomy uczuł dreszcz przebiegający mu żyły. Dwadzieścia franków! Ależ to dziesiąta część jego pensji!
Nie mógł marzyć nawet o podobnym zbytku.
Odszedł zasmucony.
Kobieta!... więc to była kobieta ta straszna mara skamieniała i na nabywcę czekająca. Dla niego kobieta była jeszcze istotą słabą, smutną i poświęceń pełną. W swej chorobliwej imaginacji stroił teraz trupią głowę we wszystkie poetyczne legendy, jakie miał w sobie przez lat tyle!
Rycerskość jego cierpiała, patrząc na poniewierkę tej kobiecej głowy, niewolnicy handlarza. Chciał ją kupić, kupić za jakąkolwiek cenę i oddać na przechowanie ziemi na jakim oddalonym cmentarzu. Zaczął tworzyć projekta zakupienia kawałeczka ziemi i utworzenia małej, maluchnej wśrod innych grobów mogiłki. Myślał teraz ciągle o trumnach i stawał przed montmartrowskimi rzeźbiarzami nagrobków. Pragnął zasadzić trochę kwiatów, bluszczu, fjołków, wrzosu. Byłby to kąt cichy, spokojny, pełen woni i barwy.
Biedna trupia głowa spałaby cicho, odpoczywając po tej rozpaczliwej tułaczce, która jej spazmem powtórnej agonji szczęki otwie-