Strona:Gabriela Zapolska - Głowa.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po drugiej. W przedsionku naga Djana bielała, występując śnieżnie na tle tureckich portjer. Po wyściełanych wschodach, szły na piętro damy, wlokąc ze sobą materje sypane różami lub pręgowane jak tygrysie tęcze. Sklepy zamykały się wolno, jakby z żalem za dniem, mało zysku przynoszącym.
Na wystawie u brokantera, w cieniu, przyczajona, rozpaczliwie wesoła, jakby wyjąc o uwolnienie z tego wiecznego pręgierza, trupia głowa modliła się jamami oczodołów ku ciemnemu niebu zwrócona.

.........

Pewnego wieczoru zdenerwowany, zmęczony tą jedną myślą trapiącą go teraz bezustannie, zdecydował zbliżyć się do wystawy brokantera.
Był to letni wieczór, gorący, ciężki, duszny.
Dzień cały przesiedział on w biurze, odrabiając podwójną pracę w skutek choroby kolegi. Spóźnił się z powrotem, zjadł szybko obiad i biegł w stronę ulicy Victor Massé, jakby gnany jakąś niewidzialną siłą. Z uporem manjaka był teraz przywiązany do tej głowy, która jedna była mu wierna i spokojna od lat tylu, witając go na dzień dobry, żegnając milczącem — dobranoc!
Postanowił obejrzeć ją zbliska, dotknąć się jej, wziąć w rękę. Już teraz nie wystarczał mu sam widok jej szczęk roześmianych, chciał dowiedzieć się choć jedno słowo tej śmiertelnej zagadki.
Zmęczony, spocony, dopadł do sklepu brokantera.
Przywołał kupca, starego, pomarszczonego francuza i wskazując od razu palcem na trupią głowę, zapytał:
C’est a vendre?
Bien sûr! — odparł kupiec, biorąc ją w rękę.
— Czy to głowa mężczyzny czy kobiety?
— Kobiety... o!... patrz pan napisałem jej