Strona:Gabriela Zapolska - Frania.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Marulka, czech limfatyczny i chorowity był dla niej w chwilach nagłej czułości uosobieniem kata, znęcającego się nad jej zupełnie zimnem i milczącem ciałem.
Po długich walkach nareszcie zmuszona mu ulegać, miała w swych oczach taką moc wstrętu, że każdy cofnąłby się przed tą wyraźnie zaznaczoną nienawiścią i pogardą kobiety.
Gdy mąż jej zadowolniony zapalał fajeczkę i pogwizdywał polkę, Frania gryzła do krwi usta z bezsilnej wściekłości. Uległa!... uledz musiała! Lecz dlaczego? czyż nie była właścicielką swego ciała? zkąd i kto nadał prawo temu człowiekowi znieważać ją brutalnym aktem, w którym po latach tylu, ani na chwilę nic, prócz szpetoty, dopatrzeć i odczuć nie mogła? I powoli z tej Frani jasnowłosej i w krasę bogatej, zrobiła się drobna, gruba kobietka, żująca potrawy, które sama przyrządzała w kuchni całemi godzinami. Prasowała sobie kaftaniki, rurkowała je i szaremi godzinami gawędziła z panią Tulipską, sąsiadką z pierwszego piętra o drożyźnie mięsa, jaj, mleka i mieszkań.
Czasem potrąciły o sługi a raz nawet zgadało się o miłości.
Pani Tulipska westchnęła i ramionami ruszyła.
— Moja paniusiu droga — wyrzekła, zakładając ręce na piersi — romanse to fidryganse!... miłość!... abo to istnieje na świecie? Ot, człowiek z człowiekiem się zejdzie, złączy ich wola Boska i klepią biedę we dwoje. Z początku to kobiecie ciężko się przyzwyczaić do tych... wymagań mężowskich, później to się i znosi... ot! jak dopust Boży!...
Frania pokiwała głową.
— Patrzcie państwo!... to i paniusia także!... ano, to cieszy mnie bardzo, że nie ja jedna. Mój pan małżonek mówi mi, że to ja tylko taki głaz!
Pani Tulipska parsknęła śmiechem.
— Co znów!... wszystkie my tak!... panom mężom to jeszcze czasem fidryganse-romanse w głowie!