Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/620

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i odsłoniło sylwetkę jej biustu wychudłego, wysmukłego — łamiącego się w wyzywające linie.
— Dziś jeszcze na samą myśl o tych chwilach...
Lecz dalej mówić nie mogła.
Uczuła się porwaną, zgniecioną ramionami Borna, który ręką drżącą usta jej zasłaniał i wołał:
— Milcz, milcz!...
Spojrzała mu głęboko w źrenice zmęczone i zaciągnięte w tej chwili bielmem namiętności.
— Nie kochałeś mnie? — spytała cichym, teatralnym głosem.
Born wypuścił ją z objęć i odepchnął od siebie.
— Nie! — wyrzekł ostrym, urywanym głosem.
Helena otworzyła usta, pochyliła głowę i pozostała tak w ironicznie drwiącej pozie.
On spojrzał na nią i zawahawszy się chwilę, mówić zaczął nagle, szybko i gorączkowo:
— Nie... nie kochałem cię!... Raz jeszcze to powtarzam, lecz chcę, ażebyś wiedziała, jakiego to rodzaju uczucie obudziłaś we mnie. Dowiedz się więc, że nie kochając — można czuć dla jakiejś kobiety fatalny i straszny pociąg... niepokojący i zmysłowy... O... nie uśmiechaj się ironicznie. To nie jest miłość!... To tak dalekie od prawdziwej miłości, jak niebo od ziemi. Otóż takie uczucie złe i niepokojące budziłaś we mnie zawsze, ile razy zbliżałaś się ku mnie... Paraliżowałaś wtedy na pewien czas moją siłę pracy, lecz nigdy nie mogłaś zwyciężyć mej mocy panowania nad sobą... Oddalając się od ciebie, odzyskiwałem równowagę... Działałaś na mnie jak narkotyk, a ja, nędzny wyrobnik umysłowy, nie mogłem i nie chciałem sobie pozwolić upajania się tym narkotykiem...