Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/590

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Możesz mi odpowiedzieć — zaczęła znów Helena, uśmiechając się wesoło — zdaje mi się, iż „przedemną“ nie potrzebujesz mieć sekretów...
Roześmieli się oboje.
Sanki, dzwoniąc wesoło, staczały się po podwyższeniu Leszna.
Ośnieżone maluchne mosty migały dokoła, jak wjazdy do miniaturowej fortecy.
— Czy dziś przyślesz po meble? — spytała znów Helena.
— Prawdopodobnie.
— Dam ci z mego pokoju ten żółty fotelik, który mi niepotrzebnie zabiera miejsce... Ty zaś.
— Ja... przerwał Świeżawski — ja dam ci porękawiczne, jeśli Hegiel dom kupi.
Helena skrzywiła się i wzruszyła ramionami.
— Mój drogi, nie graj przynajmniej komedyi. Wiem, że mnie oszukałeś i wyprowadziłeś w pole, z tą całą sumą na kamienicy i tam dalej... Teraz chcesz sprzedać Heglowi kamienicę razem z moją sumą... to znaczy, że ja niemam nic, bo ty i Hegiel trzymacie się dobrze za ręce.
Świeżawski zaczął się irytować.
— Przepraszam... natychmiast po sprzedaży, położę „zaprzeczenie“ — tak że Hegiel dalej sprzedawać kamienicy nie będzie miał prawa!
Helena wydęła usta.
— Musi być i w tem jakiś szwindel — wyrzekła — bo dla mego dobra osobistego nie kładłbyś żadnego zaprzeczenia. Zrobisz to jedynie dla jakiegoś zysku... Pod tym względem nie mam najmniejszej iluzyi.
— Czy zaprosiłaś mnie do swych sanek po to, aby mi zrobić scenę?
Helena parsknęła śmiechem.