Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swego głównego dostawcy i chwilami mówił do niej szorstko. Przytem bezustannie teraz wspominał o owej hiszpance Mercedes, która podobno dokazywała cudów w tym kierunku. Wzdychał, iż nie może jechać do Madrytu i tam na miejscu przeprowadzić całej seryi swych eksperymentów. Helena czuła się tem coraz więcej rozdrażniona. Pragnęła prawie wpaść w katalepsyę, aby w ten sposób chociaż zadowolnić wymagania Żwana. Lecz katalepsya nie przychodziła na zawołanie, tembardziej, że teraz powoli, bez kuracyi prawie, nerwy Heleny zaczęły się wzmacniać, sen powracał i apetyt się zwiększał.
Pewnego popołudnia, wyszedłszy od Żwana, szła powoli Nowym-Światem, z głową spuszczoną, nie patrząc na przechodniów. Owa duma, która ją porwała po pierwszej rozmowie ze Żwanem, opuściła ją. Przeczytała życie Kryszny i przepisała je, tak ją zachwyciła mistyczna poezya losów syna Dewaki. Olbrzymie cienie gigantycznych lasów otaczały ją jeszcze do tej chwili. Zdawało się jej, że słyszy krzyk pawi, śpiew kokilasów i płaczliwy brzęk pszczół. Różowe światło odbijało się łagodnie w tafli stawu a sklecone z gałęzi domki świętych riszysów szarzały nad brzegiem wody. Olbrzymie, śnieżnobiałe łabędzie pływały po stawie a król anachoretów Wasiszta, okryty swą srebrną brodą i skórą czarnej antylopy, szeptał do niej głosem drżącym.
— Suknia wlecze się za panią — zabrzmiał nagle nad uchem Heleny jakiś głos kobiecy.
Skinęła głową jak we śnie, ujęła kilka fałd swej obłoconej sukni i znów iść zaczęła, potykając się o spękane flizy trotuarów.