Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Helena, olśniona, ogarniała wzrokiem szerokie horyzonty.
— Nazywają mnie szaleńcem — podjął znów Żwan — dlatego, że ja jeszcze po za skorupą ciała pragnę dostrzedz coś więcej... Nazywają mnie prorokiem, dowodzą, iż wyrzekłem się dawnych mych pozytywnych prądów, badań materyi, aby oddać się spirytyzmowi. Głupcy nielogiczni! A toć moje postępowanie jest jedną seryą najlogiczniejszej ewolucyi. Gdzie jest granica między duchem i materyą!... A toć pomiędzy tym ordynarnym workiem mięsa a subtelnością ducha istnieć muszą jeszcze całe setki przemian i przemianami temi zajmować się należy!... Zresztą, ja to pani wytłomaczę...
Porwał za krzesło i chciał usiąść, lecz Helena podniosła się z fotela.
— Muszę już odejść! — wyrzekła — przyrzekam panu jednak powrócić i zabawić dłużej!... Wtedy opowie mi pan, co pan rozumie pod słowem „ciało astralne“ i jakie są jego właściwości. Skoro pan zechce, zaczniemy doświadczenia.
Uśmiechnęła się po dawnemu, czarująco i, poprawiając lekko rozrzucone włosy, dodała:
— Je ne demande pas mieux, que de vous être utile.
On ujął jej rękę i błagalnie patrzył w jej oczy.
— Ale przyjdzie pani z pewnością... kiedy? Pojutrze?
— Och, nawet jutro!...
— Dziękuję!
Uścisnął gorąco jej rękę, lecz w uścisku tym było wiele podzięki za przyrzeczoną koleżeńską przysługę.