Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie powinny zajmować się tego rodzaju sprawami!...
Żwan zmieszał się widocznie.
— Tak! — odparł pospiesznie — zapewne, nie powinny wywoływać, ale pani już widziałaś, pani już masz tę wyjątkową władzę a tem jest ona pewniejszą i pozbawioną wszelkiej sztuki, gdyż doszłaś pani do tych rezultatów sama, nie idąc za prądem mody, niewciągana przez nikogo. Wszak tak, doszłaś pani do tych rezultatów, sama?
— Sama — odparła Helena.
Nie wspomniała nawet o Siennickim, który pierwszy jej suggestyonował ujrzenie głowy jego matki, podczas owej nocy balowej.
Od tak dawna Helena nie grała żadnej roli wobec świata, iż zaczynała z rozkoszą wchodzić w postać osoby nadzwyczajnej w oczach tego doktora.
I podkreślając szczegóły, zabarwiając je, usuwając wspomnienie o Siennickim, powoli rzucając słowa, zaczęła Helena opowiadać jak, gdzie i kiedy, po raz pierwszy zamajaczyła przed nią głowa matki Siennickiego.
Gdy umilkła, Żwan powstał i szybko po gabinecie chodzić zaczął.
Helena śledziła go wzrokiem.
Wydał jej się kształtny, przystojny, dobrze ubrany i zwłaszcza odróżniający się od innych mężczyzn swą pociągłą twarzą proroka i złocistą kaskadą spadającej na piersi brody.
Przeprowadzała go wzrokiem w miarę, jak się ku niej zbliżał, to znów oddalał, kształtny i poważny na tle szarych ścian swego gabinetu.
Po raz pierwszy od tak dawna zwróciła uwagę na mężczyznę i czuła jego obecność. Ów nerwowy