nawet o Huysmansie i jego powieści „Arebour“; drugi napisał, iż masa tuberoz, zaścielająca dywan, sięgała pół metra! Niepodpisany autor artykułu, w którym jednak Helena poznała styl Hohego, szeroko i długo rozwodził się nad „znikczemnieniem pewnej części młodzieży, która, zdeptawszy wiarę i tradycyę, oszukana i zawiedziona przez Comte’ów, Littré’ch, Spencerów, rozzuchwalona ironią Renana, rozwierzgana w takt zgrzytu Schopenhauera, zanurzyła się obecnie w błocie dekadentyzmu i symbolizmu, przeszedłszy przedtem kloakę naturalizmu i materyalizmu... Bez czci, bez wiary, bez tradycyi, ginie marnie, owiewając się błękitem gazy w chwili spełnienia tchórzliwego i grzesznego czynu“...
Helena z goryczą pewną czytała te słowa.
Siennicki nie był nigdy jej miłym a teraz bardziej niż kiedykolwiek trwożył ją nawet swem wspomnieniem. Lecz ona wiedziała, iż człowieka tego ściągnęło do grobu to coś niewidzialne a istniejące, to coś, co grało na rozszalałych strunach jego nerwów a nie było żadnym z owych „izmów“, o których pisał Hohe.
Czuła, iż Siennicki żyć nie mógł i że zgon jego był logicznem następstwem całego szeregu czynów, które poprzedziły jego na świat przyjście i otaczały lub składały się na jego istnienie.
Słowa więc, znalezione na arkuszu papieru i nakreślone ręką babki a podyktowane jakoby przez „ducha“, nie mogły odnosić się do Siennickiego, lecz do jakiegoś innego człowieka.
Zmięszana i strwożona, zagłębiła się w czytanie książek, lecz te nie nauczyły jej niczego.
Zaczęła jednak wierzyć w możność porozumiewania się z duchami. Poprzednie halucynacye
Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/526
Wygląd
Ta strona została skorygowana.