Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/487

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmierzała ku wyjściu. Zdawało mu się, że dusza jego zapada w cień. Nagle porwał leżące na stole weksle, o których zapomnieli oboje.
— Pani Heleno — zawołał prawie rozpaczliwie.
Helena zatrzymała się na środku pokoju.
— Proszę weź pani te weksle, błagam panią!...
Lecz ona przerwała mu, wyciągając rękę.
Daj wyrzekła krótko — rozkazującym głosem.
Drżącemi dłońmi zgarnął papiery i zwinąwszy, podał jej niezgrabnie.
Byli sami, gdyż nawet w drugim pokoju nie było nikogo za kontuarem i z wpół otwartych drzwi kuchni słychać było głos właścicielki cukierni i pisk targanego za uszy chłopaka.
Helena, biorąc z ręki Borna papiery, dotknęła palcami jego dłoni. Podniosła opuszczone powieki i tuż przed sobą spostrzegła źrenice tak bardzo przez nią niby znienawidzonego człowieka, źrenice, które targnęły jej sercem z szaloną siłą. W tej chwili uczuła, iż Born chwyta jej dłoń i ciągnie ją ku sobie gwałtownie. Postąpiła kilka kroków, rozpacz i radość ogarnęła nią równocześnie, zmysły w niej zastygły i ustąpiły miejsca bezmiernemu rozrzewnieniu, była tak blizko Borna, iż ustami prawie dotykała ust jego.
Nagle, odepchnęła go od siebie. Najwyraźniej na przeciwległej ścianie, na brudnym deseniu obicia zamajaczyły przed nią przejrzyste i jakby bezcielesne sylwetki. Nie miały określonych kształtów, lecz jej uduchowiona w tej chwili istota poznała i odczuła ich obecność.
— Idź, idź do niej i do dziecka — wyszeptała Helena szalonym wysiłkiem po raz pierwszy, panując w zupełności nad sobą.