Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Natychmiast Heglowa zaczęła ją delikatnie i zręcznie rozbierać. Zdjęła z niej szmaty jedwabiu, batystu i koronek.
Gdy schyliła się, aby ściągnąć ażurowe pończochy, Helena wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
— Dziękuję ci, dziękuję — wołała wśród łkań.
Heglowa wzruszona tym głosem, który zdawał się z serca pochodzić, otarła szybko łzy, które zaszkliły się w jej oczach.
— Ucałuj mnie — prosiła Helena.
Heglowa ujęła ją w ramiona.
— Moje biedne dziecko — wyrzekła — robiłaś wszystko, co można, aby zniszczyć swe szczęście, teraz trzeba zabrać się do odbudowania go... Tylko musisz wmówić w siebie, że masz wolną wolę, inaczej za skutek nie ręczę!...
Helena ze smutkiem pokiwała głową.
— Wolną wolę — wyrzekła — wolną wolę...
Tymczasem Heglowa ułożyła ją na łóżku, związała jej włosy, okryła kilkoma kołdrami.
— Tak, rozgrzejesz się i zaśniesz! Dam ci jeszcze łyżkę lekarstwa. — Dobrze?
— Dobrze!
Helena godziła się teraz na wszystko. Patrzyła na Heglowę oczyma zbitego szczenięcia.
Wypiła jeszcze łyżkę lekarstwa i doznała zawrotu głowy.
Wpadła jednak teraz w fazę gadulstwa i poiła się dźwiękiem własnego głosu.
— A jakże ja mam mieć silną wolę — zaczęła żałośnie — kiedy byle kto mną obraca na wszystkie strony. To babka, to mąż, to brat z za grobu, to ten drugi a teraz ten trzeci. Och, tylu ich, tylu ich, gdybyś ty wiedziała, gdybyś ty wiedziała...