Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jęki, szlochy i narzekania. Nie pozwalała zbliżyć się do swego łóżka doktorowi, tylko wciąż dopominała się, aby posłano do Warszawy po jej akuszerkę. Stary Boniecki wychodził ciągle na kurytarz i bił głową o ścianę i pytał doktora, co jej jest, doktorze, co jej jest, oddaj jej pan gorset!... A doktor mówił — nerwy, łaskawy panie, początki histeryi...
Boniecki znów bił głową o ścianę i pytał — może zatelegrafować po jej męża — a doktor śmiał się i odpowiedział: chcesz pan ją dobić? Widzisz przecie, że ona nawet myśli o mężu spokojnie znieść nie może... I znów chodzili po kurytarzu, skrzypiąc butami. Zbudzili Nabuchodonozora, musiałam wstać, okryć się płaszczem i grać z małą w karty. Powiadam ci, moja droga — awantury arabskie!...
— Na temat warszawski — dorzucił Szerkowski, który od pewnej chwili, wsunąwszy ręce w kieszenie swej kurtki, przysłuchiwał się opowiadaniu Żabusi — bajki tysiąca nocy... Schecheresada i przyjazd dyplomowanej damy... Słyszę w powietrzu klekot bociana...
— Co też pan wygadujesz — żachnęła się Żabusia — pani Anna dzieci mieć nie może. Zresztą wczoraj jeszcze skakała przez rów o zakład ze mną i z Drzewieckim.
— I skacząc, zemdlała! — dokończył Szerkowski.
— Prawda, ale, — zaczęła Żabusia i nagle urwała. Zrobił się szmer i rumor na scenie. Sosnowiczówna, skończywszy próbę, otoczona kilkoma mężczyznami, przechodziła przez restauracyę, powłócząc dokoła oczami i przeginając figurę na sposób Sary Bernhardt. Mówiono po francusku i, wyszedłszy przed drzwi hotelowe, zatrzymała się