Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieszkaniu, przejmowała ją odrazą. Przypominała sobie chwilę, podczas której Born smarował masłem bułki. Wzruszała ramionami i tupała nogą z resztką gniewu.
— Co ją ci ludzie właściwie mogli obchodzić?
Teraz zaś, porwana nerwowym szałem, który rzucił ją drżącą i zalęknioną w objęcia Siennickiego, ani na chwilę nawet nie przypomniała sobie o istnieniu Borna. I nagle, zarysowała się przed nią jego postać dokładnie, jasno, czysto. Równocześnie na drodze rozległ się turkot kół.
Helena spojrzała w kierunku nadjeżdżającego powozu. Był to koczyk zakładowy, którym przywożono gości ze stacyi kolei. W koczyku siedziała ciemno ubrana kobieta.
Koczyk minął hotel i skręcał ku zakładowi. Helena cofnęła się szybko od okna.
W siedzącej w koczyku kobiecie poznała Heglowę.
Powóz przejechał i zatrzymał się przed peronem zakładu. Helena widziała teraz dokładnie, jak Heglowa wysiadła spiesznie i ku czekającej na nią gospodyni podeszła.
Wysoka jej postać, odziana w ciemny płaszcz, zaczerniła się chwilę na ganku, poczem Heglowa szybko znikła we drzwiach wchodowych.
Równocześnie wybiegł z zakładu wyrostek i pędził w stronę restauracyi hotelowej. Wpadł do sali i oczyma doktora szukał.
Ten, ujrzawszy go, odstąpił od Sosnowiczówny, która się już pudrowała i poprawiała włosy przed eleganckiem, oprawnem w kość słoniową lusterkiem i szybko ze sceny zeskoczył.
— Przyjechała? — spytał głośno.
— Tak, panie doktorze — odparł chłopak.