Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nabuchodonozor potoczył się w stronę sceny a Żabusia, obejrzawszy się na siedzące obok niej damy, śmiejąc się, szczebiotać dziecinnym głosem zaczęła.
— Nie trzeba, żeby się Drzewiecki puszczał, jeszcze się zakocha, jego ciotka oddała mi go pod opiekę, nie mogę więc pozwolić, aby się chłopiec zmarnował!... Rozumiecie panie?
I panie kiwały głowami, na których miały narzucone koronkowe chusteczki.
— Rozumiemy, rozumiemy!...
Helena stała ciągle przy oknie, oddalając się o ile możności od grupy kobiet, których głosy drażniły ją zawsze a teraz w szczególniejszy sposób. Przytem, od dni kilku zaczęła nienawidzić Żabusię. Wiedziała, iż to minie, tak jak mijały jej rozmaite antypatye, które ogarniały ją od pewnego czasu i znikały bez żadnej przyczyny. Stojąc tak w oknie, podniosła wzrok i zaczęła patrzeć na ścianę domku, w którym mieszkał Siennicki. Okno jego pokoju było zamknięte i zasłonięte roletą. Helena przez długą chwilę wpatrywała się w to okno. Nagle, bez żadnej asocyacyi myśli przed jej oczami uplastyczniła się postać Borna.
Cofnęła się w tył tak mara ta, wykwitająca nagle w przestrzeni, niespodziewanie zjawiła się przed wzrokiem jej duszy. Po owej scenie z Heglową w ogrodzie Saskim nienawidziła go więcej. Często wspominano jego nazwisko. Zwykle wtedy wybuchała jadem, sypiąc na Borna grad podejrzeń i insynuacyj. Trwało to lata całe. Sama myśl o nim sprowadzała jej krew do głowy. Powoli jednak uspokoiła się. Zaczynała nawet czuć na jego wspomnienie pewien rodzaj niesmaku. Ta myśl, że Born „żyje“ z Heglową w tem biednem i nieestetycznem