Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po parku i zadzierała ciekawie głowę, ciągnięta jakby magnesem tą świetlaną plamą, okrążoną błyszczącem kołem, która zdawała się czasem walczyć z resztką dnia niknącego. Lecz po zamążpójściu, z chwilą wygnania ze swej duszy wszelkiej sentymentalności i księżyc, jak stary rekwizyt, został złożony do lochu, pełnego już przedmiotów, z których drwiła, lub których nienawidziła. Sentymentalna patelnia, jak ją Helena nazywać zaczęła, imponując jej tajemniczą siłą swoją, powoli zaczęła w niej budzić odrazę. I im bardziej odległą, niepochwytną a często majestatyczną w swym chłodnym spokoju „patelnia“ owa jej się wydawała, tem większą nienawiść i wstręt starała się Helena wzbudzić w sobie. Ludzie, marzący przy księżycu, tęskniący, wydawali się jej waryatami. W fazie praktyczności, pesymizmu a nawet zmysłowego szału, zasuwała szczelnie rolety.
— Nie znam nic głupszego nad księżyc — mawiała, wzruszając ramionami.
Lecz Siennicki wywołał w niej gwałtowną przemianę. Podczas pierwszego zaraz nowiu zaczął jej mówić o szalonym wpływie, jaki wywiera księżyc na istotę ludzką. Pod srebrnem światłem nocnego słońca, zaczął się analizować i suggestyonować jej owo rozprzężenie moralne, ów rozstrój umysłowy, który zwykł ogarniać i wstrząsać istoty nerwowe w chwili księżycowej pełni. Ona ukryła przed nim swój wstręt i przeciwnie, zaczęła udawać szalony pociąg do znienawidzonej przedtem planety. Udawała krótką chwilę, zbudziła się w niej bowiem rzeczywiście jakaś chęć ciągłego wpatrywania się w tę świetlaną kulę, kąpania się w jej srebrnych blaskach, zimnych i krew w żyłach ścinających, nie tęsknotę, nie sentyment odczuwać zaczęła na