Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



II.

Spotkali się znów na placu w ciemności i wilgoci rozpłakanego nagle dnia wiosennego.
On zbliżał się drobnymi, cichymi krokami, omijając starannie zabłocone flizy.
Ona, wbrew swemu zwyczajowi, tak zawsze wykwintna w stawianiu swych stóp, szła, niezważając, po kałużach błyszczących matowem srebrem.
Podała mu rękę obnażoną, on rękę tę ujął z pieszczotą.
— Nareszcie! — poczem dodał — dziękuję za listy!
Napisała bowiem do niego trzy listy, jeden po drugim, porwana nagle szałem, jak wszystkie kobiety, które tracą głowę.
On natychmiast odgadł w niej ową istotę chorą na listomanię, lecz z pisma jej, z całego zachowania się, ze szczegółów jej stroju wywnioskował, iż niebezpiecznem jest pisywać do niej i że najlepiej zrobi, nie odstępując od swej zasady w sprawach miłosnych.
— Działaj, lecz nie pisz!...
Deszcz przestał padać, lecz zimno wilgotne panowało w przestrzeni. Plac zdawał się bagnem,