Strona:Gabriela Zapolska - Dobrana para.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wylazłszy z łóżka, drżąc z zimna, wsuwała nogi w przydeptane pantofle i włożywszy flanelową różową bluzę, za ręczne lusterko ujęła.
Zbliżyła się do okna i długo przypatrywała się swej twarzy i szyi.
Fichtre — mruknęła wreszcie, rzucając lusterko na rozkopane łóżko.
Potem przez chwilę gładziła włosy połamanym grzebieniem.
Fichtre — powtórzyła, rzucając grzebień na kominek.
Teraz szukała pudru długą chwilę pomiędzy stosami prześcieradeł, zalegającemi pułki lustrzanej szafy.
Nom de nom — zaklęła grubym głosem i, szarpnąwszy silnie, całą masę bielizny wyrzuciła na zimię.
Razem z prześcieradłami wypadło pudełko weloutiny Dorina.
Ouiche — zawołała Fanny, chwytając puszek i, umoczywszy go w pudrze, nieumytą twarz bielić zaczęła.
Dokończywszy w ten sposób ubrania, skropiła stłuszczoną bluzę wodą Lubina i, spojrzawszy na łóżko i stosy kołder, porozrzucanych na materacu, wzruszyła ramionami.
Fichtre! — powtórzyła raz jeszcze i przeszła do jadalnej salki.

*

Ogień palił się w maluchnym piecyku, stojącym w rogu maluchnego pokoiku, nazywanego salka jadalną.
Bona ustawiła talerze na stole, zajmującym środek pokoju.