Strona:Gabriela Zapolska - Blanszetta.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakże ja mogłam na swojego ojca przed narzeczonym coś powiedzieć. Wreszcie pan Maurel się zaczął niecierpliwić. Mówi: dajcie mi już pannę Blanszettę, bo sam nie wiem, co mam myśleć. Ojciec pluł i nic nie mówił, a macocha się wykrzywiała albo mnie biła. Wreszcie powiadają mu: Nic z tego na teraz nie będzie, ona nam jest potrzebna jeszcze ze dwa lata! Jak pan Maurel to posłyszał, zbladł cały i mówi: Ja nie mogę dwa lata czekać. Ja wynająłem grunt i muszę się ożenić! Macocha zaczyna się śmiać. — A to się pan żeń! — Z Blanszettą? — Za dwa lata!... Wtenczas ja wypadłam z mego kąta i zaczynam płakać i prosić, aby mnie już raz za niego wydali. Macocha mnie złapała za włosy i bije i krzyczy. Dzieci w płacz, Filipina się rzuciła mnie bronić. Pan Maurel postał chwilę i mówi: Nie trzeba bić panny Blanszetty. Ja sobie idę i nie chcę zamieszania sobą robić! — I wyszedł. Ja odepchnęłam macochę i wybiegłam za nim. Noc ciemna, on szedł bardzo prędko, aż go dopadłam pod parkanem koło ogrodów. — Panie Maurel! — wołam — ja pójdę z panem! — Ale on stanął i mówi do mnie: — Niech się panna Blanszetta wróci do domu. Ja widzę, że oni mi dać panny nie chcą, bo nie mają już tych dwustu franków, które się pannie Blanszecie należą. Mebli także matka nie da. To darmo! — Ja nic nie mówiłam, ale czułam, że on miał rację, bo przecież mnie bez niczego, ot, tak, jak stałam w tym biednym barchanowym kaftanie, wziąć nie mógł...
Umilkła na chwilę i dodała zaraz, uśmiechając się smutnie.
— A jednak ja, to choćby on był żebrakiem, poszłabym za niego.
Miała w swym głosie całą moc miłości, na jaką zdobyć się może dobre, kobiece serce.
Dokoła cisza była tak wielka, że najdokładniej słychać było gwizd przelatującego w oddali pociągu.
Z purpurowej plamy słonecznej pozostało tylko morze złota i szarawego blasku.
— I tak staliśmy przy sobie! — ciągnęła znowu Blanszetta — a mnie łzy dławiły i obcierałam je włosami, bo mi macocha włosy zupełnie rozczochrała i szpilki w głowę powbijała. A pan Maurel mówi jeszcze: Trzeba, żeby panna Blanszetta wiedziała, że macocha pożyczyła ode mnie pieniędzy, sto pięćdziesiąt franków, a ojciec panny Blanszetty ma moje narzędzia. Okradliście mnie po prostu, okradliście!... zabraliście mi uzbierane pieniądze i teraz się mnie pozbywacie. Ja was po sądach włóczyć nie będę, bo byłoby mi wstyd, że się w taką brudną familję wmieszać chciałem. — Splunął i odszedł. Ja zostałam