Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umówić co do dnia jutrzejszego. Chciałaby pójść na nieszpory, a potém na Wysoki Zamek.
Mówiła jéj Julka, ta, co jest za kucharkę u pana konsyliarza, że na Wysokim Zamku o wiele ładniéj jest, jak na Szkarpach i w Jezuickim Ogrodzie. Kaśka chodziła z nim kilkakrotnie na Szkarpy, ale tam strasznie mieszane towarzystwo, a zwłaszcza zawiele żołnierzy. Ona nie lubi mundurów.
Nalewając wodę z kotła do szaflika, rozmyśla, czy wypada jéj pierwszéj robić propozycyę co do tak dalekiego i kosztownego spaceru.
Kosztować będzie — niema co mówić. Przecież trudno o głodzie spacerować. Piękność przyrody swoją drogą, piwo i precle swoją.
Stoi nad szaflikiem i liczy, ile to wszystko będzie kosztować. Liczenie to przywodzi jéj na myśl stłuczoną miskę i zgubione trzy centy. Gdyby nie te nieprzewidziane wydatki, mogłaby przystąpić do połowy kosztów. Dzika rozpacz opanowuje biedną Kaśkę — pełnemi łez oczyma spogląda po brudnych ścianach kuchenki i z rezygnacyą wylewa wodę z szaflika na podłogę. Pełna dobréj woli unosi kraciastą spódniczkę i przyklęka na ziemi. Jedną ręką chwyta szczotkę tak zwaną „do szorowania” — a drugą opiera się na ziemi. Nagle rana jeszcze niezagojona rozdziera się i czerwieni grubą szmatę. Kaśka tłumi w sobie jęk i zaciska jeszcze mocniéj obwiązkę. Na jéj okrągłéj twarzy toczy się kilka łez, które wycisnął ból i smutek z powodu centów straconych.
Ale to nic! Łzy spadają na flanelowy kaftanik, a dziewczyna z wielką energią szoruje podłogę. Nie ma czasu — już blizko wpół do dziewiątéj, a on będzie